Na niewielkim biurku z sekretarzykiem z dwiema szufladkami i dużą taflą lustra opartą o ścianę leży kilka książek, dwa notesy i jeden zeszyt formatu A 4.

 

Na niewielkim biurku z sekretarzykiem z dwiema szufladkami i dużą taflą lustra opartą o ścianę leży kilka książek, dwa notesy i jeden zeszyt formatu A 4. Stoi tam też bezbarwna szklanka z porowatego szkła i ciemnoszary kubek napełniony kawą do połowy. Obok kubka zegarek ze skórzanym jasnobrązowym paskiem pokazuje ósmą.

Ósma jest teraz ale sekundnik niestrudzenie przebija się przez kolejne podziałki między cyframi – jest niezmordowany i tym swoim uporem niekiedy drażni piszącego. Zwłaszcza kiedy ten spogląda w lustro przerywając na chwilę wystukiwanie kolejnych liter wiersza na klawiaturze laptopa. W odbiciu dostrzega pewne zmiany i doskonale zdaje sobie sprawę, że te są następstwem niestrudzonego pracą sekundnika, który otrzymał na jakąś okoliczność kilka lat wstecz, kiedy sekundnik jeszcze nie tak bardzo drażnił piszącego, a kalendarz za jego plecami opatrzony był datą o kilka lat młodszą od obecnej.

Nie to żeby miał coś do dat – każdą uważa za ważną, i każda na swój sposób jest ciekawa i coś nowego wnosi do historii.
Duża wskazówka zdążyła oderwać się od godziny 12 i wolno podąża w dół tarczy nie bacząc na anorektyczną wskazówkę sekundnika, która obiega jak szalona tarczę co chwilę mijając małą i dużą wskazówkę bez żadnej zadyszki jakby drwiła sobie z jednej i drugiej zachęcając je jednocześnie do mozolnego marszu przez Krainę Czasu.

W tym pośpiechu nie miała nawet chwili aby przystanąć i przyjrzeć się Narodzinom Chrystusa. Co innego duża, nie mówiąc już o małej, którym dane było przystanąć na minutę lub dłużej i dobrze się rozejrzeć. Ta wie co się wydarzyło, co i kto był tego sprawcą. Uważny czytelnik może zwrócić uwagę i powiedzieć:
Hola, hola, ale wtedy nie było jeszcze zegarków zwłaszcza naręcznych nie mówiąc już o sekundniku.

Fakt, przy narodzinach Chrystusa i wcześniej i długo, długo później też nie było takich, co nie oznacza, że Czas nie istniał i nie przemijał, że nie miał znaczenia. Przeciwnie. Istniał, był i jest (czy będzie?) nieodzownym towarzyszem Świata Przyrody. To, że nie było osobistych zegarków, że nie istniały ich tarcze z anorektycznymi sekundnikami w tamtym przedziale czasu nie miało żadnego znaczenia na przemijanie.

Zatem. Gdyby pytać o szczegóły to na pewno nie sekundnika, który najlepiej sprawuje się przy leżącym na deskach lub tych, którzy przekraczają linię mety.

Piszący zastanowił się przez chwilę i po jej upływie doszedł do wniosku: Świat jaki poznał wpierw z opowieści starszych zacnych ludzi (dziadkowie, babki, ciotki, wujowie i dobrzy sąsiedzi), a potem sam to co usłyszał lub zobaczył na srebrnym ekranie postanowił zweryfikować, może niekoniecznie metodą niewiernego Tomasza a swojej uważnej wnikliwości, zainteresowania i potrzeby analizy – od dziecka analizował wszystko z czym się zetknął, a to mimika twarzy, a to zmienny tembr głosu wpierw ojca, a potem innych osób które spotykał na swojej drodze, a to kolorom ubrań zakładanych przez niego samego i innych – jest zbudowany z Obietnic, Nadziei i Kłamstwa. Wszystkie one stanowią pewnego rodzaju Dziedziny Nauki, choć piszący woli nazwę Sztuki: sztuki kuglarstwa i manipulacji jednostką, grupą, narodem i wreszcie społeczeństwem całego świata.

Okazuje się nagle, że świat stał się za mały, że ciasno – i choć wszystkiego mamy w bród, to potrzebne są minerały, a najbardziej te należące do grupy rzadkich.
Kula ziemska zaczyna się kurczyć i puchnąć zarazem. Liczone w terabajtach tony śmieci wyprodukowane przez ludzkość jest tak wielka jak jeden z księżyców Saturna – Tytan. I choć Tytan rozbudza pewne nadzieje, to czas dla planety Ziemia zdaje się niekoniecznie wystarczającym, aby zdążyć stąd się wydostać.

A wskazówka sekundnika nieustająco prze do przodu…

Cywilizacja Szoku jako taka istnieje od wieków żeby nie powiedzieć od zawsze; od chwili kiedy człowiek stanął na nogach w pozycji wyprostowanej.

Świat znalazł się w miejscu – piszący ma na myśli ludzkość jako taką zamieszkującą planetę Ziemia, ludzkość, której jakiejś tam części tzw. rządzących wydaje się że są gospodarzami tej Planety. Zanim zgaśnie wpierw dojdzie do Rewolucji, nie na Zachodzie, czy Wschodzie – na całym bożym świecie. Ta rewolucja zanim pożre „własne dzieci” wymiecie wszystkie samozwańcze autorytety do tego stopnia, że niemożliwym stanie się odnalezienie miejsca ich pochówku. Zostanie wymazana linia ich rodów. Na światło dzienne zostaną wysunięci naukowcy i uczeni światowej sławy. Im zostanie oddany głos i za ich sprawą ludzkość przygotuje się do „Pożegnania z Planetą”. Pseudo eksperci i pseudo uczeni oraz wszyscy po tzw. para uczelniach zostaną zastąpieni przez autentyczne autorytety.
Nigdy więcej żaden polityk nie wywoła żadnej wojny z prostego powodu – jako takich nie będzie.
To za sprawą uczonych zostanie przerwany wyścig zbrojeń, dążenie do wymyślania coraz to nowszych gadżetów zaśmiecających Planetę. Jeśli kupisz lodówkę, komputer, czy choćby suszarkę do włosów, to jej żywotność nie skończy się wraz z upływem przypisanej gwarancji producenta.

(…)

Grupa naukowców i inżynierów informatyki, biochemii (…) opracowała algorytm, który opisuje główne cechy człowieka na podstawie fizjonomii jego twarzy. Chodzi o przedział wieku 40-65 lat. Algorytm ten ma posłużyć do typowania, a w zasadzie do eliminowania z życia politycznego i tzw. kręgu władzy osób, których cechy takie jak:

chciwość, zawiść, brak kręgosłupa moralnego oraz cechy tożsame z katalogiem kodeksu karnego wykluczają je z zajmowanych stanowisk i posad ewentualnie stanowią przeciwwskazanie dla kandydatów na takie.

Powiada się, że korupcja to choroba brudnych rąk, a jak nazwać, jaką chorobą opatrzyć cechy człowieka – polityka – urzędnika, który wykorzystując swoje stanowisko wychodzi poza rolę i obsadza swoimi bliskimi lub i znajomymi co tylko się da i co jest zasilane z budżetu państwa?

Piszący znalazł się w takim miejscu na osi Czasu, że nie może go już, jak zdarzało się to wcześniej, marnotrawić myśleniem może zrobię to później, a powiedzenie: „co masz zrobić dziś zrób jutro, a co masz zjeść jutro zjedz dzisiaj” po prostu nie wchodzi w rachubę bacząc na czas, który już upłynął i ten, który (ewentualnie) pozostał do wykorzystania.

Każdy Nowy Rok jest próbą obrachunku dokonań w starym i (najczęściej) myśleniu życzeniowym, co to ja nie zrobię w tym nowym, który zaczyna się za moment, chwilę po tym jak zgasną ostatnie fajerwerki na ciemnym niebie będącym pod władaniem Ery Wodnika. A skoro nastała era Wodnika, to czas szykować się do zmian, wielkich zmian.

Piszący nie oczekuje żadnej większej, a tym bardziej szokującej zmiany i do żadnej takiej się nie sposobi i żadnej jako takiej nie pragnie. Nie zna nikogo, kto na taką się przygotowuje kopiąc np. ziemiankę lub budując schron dla siebie i najbliższych. Ale te nastąpią i być może pośredni wpływ na nie będzie miała właśnie „Era Wodnika” , a bezpośredni – Świadomość Człowieka Odrodzonego.

Nie znamy planów Stwórcy. Te zapewne są inne od planów szaleńców, którym dano władzę. Tylko czy na pewno dano? Czy wzięli ją sobie sami, tak jak sięgają po to co im się spodoba. O ile dziecko wychowywane w poszanowaniu rzeczy cudzych jest posłuszne i kiedy sięgnie po coś co nie jest jego a usłyszy głos rodzica lub starszego rodzeństwa: oddaj to nie twoje, to tak czyni. A dorosły, dyktator, czy inny „demokratyczny mąż opatrzności” otoczeni zbrojną armią tego nie pojmują i jak coś sobie upatrzą, to nie bacząc na koszty sięgają po to, a kiedy prawny posiadacz upomni się o swoje mówiąc: zostaw to nie twoje, to wysyłają na niego uzbrojone po zęby zastępy najemników nie bacząc na straty w ludziach i ogólne koszty. Zatem czas Zmian nadejść musi.

A wskazówka sekundnika dalej swoje…

Piszący te słowa kolejny raz oderwał wzrok od klawiatury i tym razem spojrzał za okno. Jego wzrok zatrzymał się na dachach pokrytych czerwoną przedwojenną karpiówką ułożoną w rybią łuskę. Zatopił się w myślach i próbował sobie wyobrazić pierwszych zamieszkujących tutaj ludzi – Niemców, w czasach, kiedy Adolf Hitler budował im swoją III Rzeszę.

Otoczone programem socjalnym Niemcy szybko stawały na nogach między innymi, a może właśnie dlatego, w tej enklawie wyrwanej otaczającym to miejsce lasom powstały pierwotnie dwie OSADY należące do dwóch dużych bauerów, a po połączeniu stanowią dzisiejsze Oborniki Śląskie – „zielone płuca Wrocławia”.
W tym miejscu piszący dodaje – zielone płuca Wrocławia, po sezonie grzewczym. Bądź co bądź miejsce „trzech rzędów” wtulone w linię lasu od zachodniej strony zostało budowane w latach, kiedy wspomniany Adolf tworzył w swoim chorym umyśle piekło dla całej Europy, a do jego szaleństwa przyłączyły się inne państwa; w kontrofensywie inne nacje przeciwstawiły się jednemu szaleństwu zastępując je nowym(i).

Oborniki Śląskie, co wynika ze starych zdjęć i skromnych opracowań historycznych, przetrwały próbę ognia wojennej pożogi i po dzień dzisiejszych dają dach nad głową czwartemu już pokoleniu. Pierwszym byli rodowici Niemcy, część zatrudniona przy budowie kolei, a część to lekarze i urzędnicy mieszkający na Biskupinie we Wrocławiu, gdzie morowe powietrze po kilku latach pracy w tamtych warunkach nakazywało aby na jakiś czas odetchnęli ożywczym powietrzem kurortu Obornik Śląskich.Taka wymiana trwała aż do chwili wkroczenia na te tereny wojsk sowieckich.

Drugim pokoleniem „trzech rzędów” byli przesiedleńcy z ziem wschodnich, których na dawne tereny Niemiec przygnały wichry wojny. Piszący określa ich dość pejoratywnie: „ludzie z transportu zza Buga”.

Trzecim byli ich dorosłe już dzieci – obywatele polscy, którzy w schedzie po swoich rodzicach otrzymali 16 domów bliźniaków, a dziś przekazują je swoim potomkom.
Tylko nieliczne domy zmieniły pokrycie dachowe burząc w ten sposób jednorodność i charakter „trzech rzędów”. Drugie i trzecie pokolenie w zasadzie niczego nie zmieniało – mieszkali w stanie zastanym. Wynikało to z pewnej obawy i logiki, że „nie ma sensu niczego zmieniać bo i tak przyjdą tutaj kiedyś Niemce i ich wyrzucą.”
I w pewnym sensie jest to zrozumiałe gdyż tam skąd tutaj przybyli w zdecydowanej większości nie posiadali żadnej własności, a na domiar złego na ich styl myślenia nałożył się model państwa socjalistycznego PRL.

A wskazówka sekundnika nieustająco prze do przodu…

To co zostało za piszącym to jego, to co przed nim to niewiadoma zależna od wielu czynników i woli samego Stwórcy. Dla jednych to Bóg wszechmogący, dla buddystów Budda, dla hinduistów Śiwa. Gdyby się uważnie przyjrzeć wszystkim bogom, to okazuje się, że jest to jeden i ten sam w wielu postaciach i wcale nie jest ani miłosierny, ani łaskawy, ani mściwy. Jest. A dla tych, którzy uważają, że nie istnieje niech pewnym wskazaniem będą słowa Alberta Einsteina: zagadnięty o istnienie Boga odpowiedział stając w oknie biura pewnego esesmana, od którego zależało życie lub śmierć wielu rodaków uczonego:

Widzi pan te wszystkie drzewa, kwiaty, rośliny i ptaki, te zwierzęta, chmury na niebie i słońce? Jak pan myśli – kto to wszystko stworzył?   

Kiedy duża wskazówka po godzinnym marszu przystanęła na minutę na godzinie dwunastej i kubek został opróżniony do dna, piszący otworzył zeszyt formatu A4. i doszukawszy się pierwszej niezapisanej kartki wprawnym ruchem skreślił zdanie:

2021 – Rok wielkich zmian; upadek fałszywej demokracji…